Mnie by satysfakcjonowały, gdybym dostał tyle (tj. 1 tys zł więcej) ile uzgodniłem na rozmowie kwalifikacyjnej. Niestety, przy podpisaniu umowy wynagrodzenie było niższe (o czym wcześniej nie zostałem poinformowany), a ja nie miałem już wyboru, bo wtedy właśnie dobiegał końca mój okres wypowiedzenia w poprzedniej pracy...
Nie jest źle, ale zawsze mogłoby być lepiej. Ważne, że starcza na utrzymanie rodziny i że w ogóle mam pracować. Niestety płakać się chce jak patrzę na tych biednych górników.
Ja pomimo tego, że dostałem niedawno awans, to narzekam na swoje zarobki. Wydaje mi się, że zawsze będziemy narzekać, bo ile byśmy nie zarabiali, i tak chcielibyśmy więcej :p
Mam zamiar niedługo ponegocjować z szefem na temat mojego wynagrodzenia Szkolę się z negocjacji i wywierania wpływu, czytam (m.in.bloga www.negocjowaniewbiznesie.pl ) i myślę, że niedługo odniosę sukces Szef nie ma szans odmówić
Żeby mówić o satysfakcji z zarobków trzeba najpierw zdać sobie sprawę z tego czy zarabiamy tyle, ile powinniśmy. Jeśli tak, to czemu nie piąć się w górę i nie rozwijać się?
Zawsze można mówić, że zarobki nie są satysfakcjonujące, ale pracujemy na 100 procent swoich możliwości?